niedziela, 9 grudnia 2012

zero.

Nie pisałam wczoraj, nie byłam w stanie. Dzień był dobry, niestety, do czasu... Posprzątałam pół domu, zadowolona chodziłam i przyglądałam się błyszczącym meblom, wyszorowanym podłogom. Czekałam na moją przyjaciółkę - studiuje w Krakowie i widujemy się baaardzo rzadko! Jest to wielka miłośniczka kotów, więc, gdy przyszła, wcisnęłam jej Rudolfa i Mańka do popilnowania, sama poszłam zrobić herbatkę. Pogadałyśmy, potem poszłyśmy zrobić frytki. Smacznie! No, i przyszedł mój chłopak. Zaczęło się, gdy tylko odprowadziliśmy Marlenę do domu... Jedna wielka awantura. Co prawda nie krzyczeliśmy, ale mówiliśmy dość głośno. Nagle on wstał i z gniewu uderzył dwa razy pięścią w ścianę. Byłam przerażona, bałam się, że zaraz i ja oberwę. Potem rozpłakał się. Przytuliłam go, położyliśmy się i tak razem usnęliśmy... Nie wiem co będzie dzisiaj. Mam nadzieję, że się pogodzimy, że wszystko będzie jak dawniej... Płaczę, nawet nie wiecie jak to wszystko boli... Jestem beznadziejną osobą, naprawdę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz